Franciszek Jóźwik

ŻYCIORYS

  Franciszek Jóźwik - życiorys

Urodził się 1 września 1925 roku w wiosce Białynin w powiecie Brzezińskim w rodzinie włościańskiej. Ojciec Stanisław i mama Marianna mieszkali w jedynym wówczas w tej wsi murowanym domu krytym strzechą.

Poniżej na fotografii - dom w rodzinny w Białyninie - zdjęcie zrobione prawdopodobnie w latach 20/30-tych XX w. Przed domem stoją - po prawej w kapeluszu - mój dziadek Stanisław, a po lewej stoi młody wówczas ksiądz Henryk Jóźwik - brat dziadka. Nie wiem kim są pozostałe osoby.

Białynin Dom Jozwików 1925

Franciszek urodził się jako pierworodny syn i chował się w zdrowiu kończąc szkołę podstawową w rodzinnej wsi w roku 1938. Ponieważ uczył się dobrze za namową brata swojego ojca - stryja Józefa Jóźwika - w swoje urodziny, 1 września 38 roku rozpoczął naukę  w Pierwszym Państwowym Gimnazjum im. ks. Józefa Poniatowskiego w Łowiczu za dyrekcji zasłużonego dla tej szkoły pana Jana Zbudniewka.  W czasie nauki zamieszkał w Łowiczu w szkolnej bursie. Nie dane mu było kontynuować nauki, gdyż już za rok wybuchła II Wojna Światowa. We wrześniu po zniszczeniu w bombardowaniach Gimnazjum Żeńskiego w Łowiczu i zamknięciu przez Niemców Gimnazjum Męskiego - 14 letni Franciszek wrócił do domu - do rodzinnego Białynina. Rozpoczął się dla niego kolejny, jak się wkrótce okazało dość dramatyczny okres w jego młodym życiu. Początkowo wszystko wyglądało normalnie.

W marcu 2013 roku otrzymałem telefon od starszego mężczyzny który przedstawił się jako kolega mojego ojca z czasów okupacji niemieckiej i poprosił o kontakt z tatą, ponieważ chciałby się z nim spotkać i powspominać stare czasy. Przekazałem telefon i adres. Okazało się, że mój rozmówca odwiedził tatę i rozmawiali chyba pół dnia. Po tym fakcie otrzymałem drugi telefon od tego Pana z podziękowaniem za kontakt i prośbą o sprostowanie pewnego nazwiska pojawiającego się w historii Białynina i Głuchowa umieszczonego na naszej stronie. Tym razem wypytałem mojego rozmówcę o to kim jest. Okazało się, że tajemniczy kolega taty to Pan Andrzej Ożogowski. Przez kilka lat mieszkał z rodzicami w Białyninie w czasie II Wojny Światowej. Jego ojciec Roman Ożogowski (późniejszy rektor Łódzkiej Szkoły  Filmowej 1952-57) był w białynińskiej szkole nauczycielem, a mama Hanna Ożogowska (późniejsza autorka wspaniałych książek dla dzieci) pracowała w Białyninie jako sklepowa. Jeszcze przez telefon Pan Andrzej powiedział mi, że mój ociec był dowódcą lokalnego oddziału jednej z organizacji niepodległościowych w Białyninie, i że go wciągnął do konspiracji. Ponieważ nic o tym nie wiedziałem - byłem na prawdę mocno zaskoczony. Natychmiast odwiedziłem pana Andrzeja w jego mieszkaniu w Warszawie, aby wysłuchać tego co ma do powiedzenia o tamtych latach. Z jego opowiadania wynika, że mój tata Franciszek był dowódcą oddziału NSZ na terenie Białynina. Jak juz powiedziałem wyżej - byłem bardzo zaskoczony ta informacją ponieważ ojciec nic nigdy na ten temat nie mówił. Może raz wyrwało mu się, że w Białyninie bawili się w noszenie bibuły... Na moje zdziwienie Pan Ożogowski zareagował stwierdzeniem, że nie jest zaskoczony tym, że rodzina Franka nic nie wie. O tych sprawach się nie mówiło i on sam do lat 90-tych nie mówił nic o fakcie swej działalności w podziemiu, bo to było bardzo niebezpieczne. Szczególnie przyznawanie się do przynależności do NSZ (Narodowe Siły Zbrojne). W czasie naszej długiej rozmowy dowiedziałem się co następuje:

Franciszek Jóźwik był dowódcą plutonu NSZ w Białyninie. Pan Andrzej nie pamięta jaki tata miał stopień wojskowy. Państwo Ożogowscy przyjechali do Białynina w okolicach maja 1942-go roku uciekając przed przymusowym wysiedleniem ich z mieszkania w Łodzi. W Białyninie zamieszkali w mieszkaniu służbowym w budynku szkoły podstawowej .

Poniżej na fotografii Szkoła Podstawowa w Białyninie podczas niemieckiej okupacji.

Białynin Szkoła 1940 rok

Z moim tatą Pan Andrzej Ożogowski poznał się w czasie gimnazjalnych tajnych kompletów, na które uczęszczali w pobliskim Jeżowie. Ponieważ sam Pan Andrzej był za młody na służbę w konspiracji (rocznik 1927 - czyli w 1942-gim roku miał tylko 15 lat), ale ponieważ wyglądał jak na swój wiek "poważnie" mój tata "dodał" mu dwa lata i przyjął do organizacji (NSZ).   Do grupy należało dwudziestu kilku młodych mężczyzn z Białynina. Mój ojciec nimi dowodził. Ćwiczenia wojskowe oddziału odbywały się w lasku na tak zwanej "Krowiej Górce" pomiędzy Białyninem, a majątkiem Prusy. Do dziś istnieje tam niemiecko-rosyjski cmentarz wojskowy z okresu I Wojny Światowej.

(Mapa poniżej - kliknij aby powiększyć)

 

Białynin Krowia Górka - cmantarz poniemiecki

 

Pan Andrzej mówił też, że ćwiczył z ojcem w stodole mojego dziadka. Chłopcy kompletnie nieodpowiedzialnie celowali do siebie z naładowanych i nie zabezpieczonych karabinów zakupionych przez mojego tatę z funduszy organizacji.

Generalnie oddział był słabo uzbrojony. Ponieważ każdy młody żołnierz bardzo chciał mieć karabin lub pistolet. Ojciec widocznie postanowił wzmocnić morale oddziału i go dozbroić. Po otrzymaniu informacji, że w sąsiedniej wiosce (były to prawdopodobnie Przybyszyce) w gospodarstwie małżonków Chrząszczów przechowywane jest kilka sztuk broni, zebrał kilku uzbrojonych ludzi ze swojego oddziału i wybrał się z nimi na miejsce, aby zarekwirować znalezioną broń. Po akcji jeden z pistoletów VIS mój tata przekazał Panu Andrzejowi Ożogowskiemu, który nie brał udziału w tym wypadzie. 

Skutki tej akcji były jednak poważne. Oddział był uzbrojony, ale wkrótce okazało się, że broń  należała do oddziału dywersyjnego AK dowodzonego przez Wacława Kucikiewicza "Orszę" - jak sie później okazało postać więcej niż kontrowersyjną. Z powodów prawdopodobnie osobistych, ale i być może politycznych kazał on zastrzelić w grudniu 1945 roku swojego znajomego - posła na Sejm z ramienia Mikołajczykowskiego PSL i wiceprezesa tej partii, pana Bolesława Ściborka. Sprawcy tego morderstwa - młodzi żołnierze "Orszy" zostali aresztowani i skazani na śmierć.

(źródło:  http://wyborcza.pl/1,76842,2026235.html )

Orsza kazał również zabić w tym samym czasie małżeństwo Chrząszczów u których ukrywał sie w czasie okupacji. Jak wiemy, kazał też powiesić w lesie młodą Żydówkę, która "przechowała się" przez czas wojny gdzieś w gospodarstwie Państwa Chrząszczów. Orsza miał sklep w Jeżowie ("podobno co zrabował w nocy - sprzedawał w tym sklepie w dzień")...

Tak więc okazało się, że żołnierze białynińskiego NSZ pod dowództwem mojego taty zabrali  broń należącą do Oddziału Dywersyjnego AK. Mój ojciec i jego żołnierze nie wiedzieli jednak o tym fakcie. Po kilku dniach od tego zdarzenia, mój tata nagle zaginął na około dwa tygodnie. Po tym czasie pojawił sie we wsi okrutnie pobity i zmaltretowany. Zebrał podkomendnych, którzy wzięli udział w akcji i nakazał zwrócenie zarekwirowanej u państwa Chrząszczów broni właścicielom - żołnierzom AK. Ja osobiście podejrzewam, że oprócz Kucikiewicza - "Orszy" prawdopodobnie byli to ci sami żołnierze, którzy wykonali później "wyrok" na pośle Bolesławie Ściborku. Czyli Władysław Baran, Wiesław Płoński i Władysław Panek. Może był tam też żołnierz odpowiedzialny za magazyny broni AK na tym terenie o nazwisku Szymczak.

Relacja filmowa ze stalinowskiego procesu ludzi "Orszy" tu:

http://www.repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/6084

Co się stało w czasie odbierania przez Kucikiewicza i jego ludzi, broni znajdującej się w rękach żołnierzy NSZ z Białynina miało rozmaity przebieg. Jeśli chodzi o pistolet VIS, który otrzymał Pan Ożogowski to sprawy przedstawiały się w następujący sposób (według jego relacji):

W godzinach nocnych pan Andrzej Ożogowski został przez oddział Orszy "odwiedzony" w mieszkaniu w szkole. Podczas tych odwiedzin wybito szyby i żołnierze weszli do środka siłą. Jak już doszło do konfrontacji pan Andrzej stwierdził, że oddał pistolet VIS, który otrzymał od mojego taty, do dowództwa kompanii i już nie posiada go w domu - co nie było zgodne z prawdą. Żołnierze Kucikiewicza "odpuścili" - dając wiarę tłumaczeniom pana Andrzeja.

Z innymi członkami oddziału mojego taty nie obeszli się tak łagodnie. Młodzi żołnierze NSZ z pewnością nie chcieli oddać raz zdobytej broni. Zgodnie z przekazem pana Ożogowskiego - jeden z incydentów związanych z "odbieraniem" broni wyglądał tak, że na terenie  kolonii Białynin - Latków doszło do kłótni i strzelaniny pomiędzy żołnierzem NSZ i AK-owacami "Orszy". Zginęło 2 osoby - żołnierz NSZ i sąsiad, któremu ludzie Orszy kazali rąbać siekierą drzwi do stodoły, w której schował się ostrzeliwując jeden z podkomendnych taty.  Pan Andrzej Ożogowski nie brał udziału w tych wydarzeniach. Następnego dnia rano uzbrojony w pistolet i dwa granaty spotkał jadąc rowerem drogą pomiędzy Białyninem, a Latkowem niemiecki patrol żandarmerii udający sie na miejsce strzelaniny.

Pan Ożogowski w rezultacie zwrócił posiadaną broń do dowództwa kompanii.

Czy pozostała zarekwirowana w Przybyszycach broń w całości została zwrócona oddziałowi Kucikiewicza - tego nie wiadomo. Mój ojciec nie chce nic o tym mówić. Nie pamięta tego, w związku ze swoim wiekiem - lub jak to się zdarza - wyparł tę sprawę z pamięci.

Poniżej zamieszczam kilka zdjęć z procesu grupy "Orszy":
 

 Wiesław Płoński  Wieslaw Płoński  Dmochowska
     
 Kopytko  Chrząszczowie  
     
 

Zamordowani przez Orszę państwo Chrząszczowie przechowywali broń, którą zarekwirował oddział mojego ojca.

Podaję jeszcze link do broszury wydanej przez władze "z okazji" procesu ludzi Orszy - sam Orsza podobno wyjechał do Szwecji, ale istnieje też zeznanie jednego z członków jego grupy, że został on zastrzelony po jednym z napadów rabunkowych pod koniec lat 40-tych i pogrzebany w przypadkowym miejscu. Wiemy to ze śledztwa UB przeciwko...

Janowi Chlebowskiemu, który został w kwietniu lub maju 1950 r. zatrzymany za posiadanie broni. W trakcie sprawy - śledztwa opowiedział, że należał do bandy »Orszy « Kucikowicza. Mówił, że dokonali napadu na konwojentów i zabrali pieniądze, które »Orsza « podzielił niesprawiedliwie. Wtedy Chlebowski miał się zdenerwować i zastrzelił »Orszę « - podobno było to w październiku 1949 r. 

Oto link do broszury:

www.jozwik.org/KtoZawinil.pdf

Wkrótce po tych wydarzeniach  nastąpiły wywózki młodych ludzi na roboty przymusowe. Pan Andrzej uciekł z takiej wywózki wraz z opisywanym powyżej Bolesławem Ściborkiem. Po ucieczce ukrywali się oni przed Niemcami na malutkim poddaszu ubikacji dla uczniów, która stała przy szkolnym  boisku. Szkoła w tym czasie była nieczynna ze względu na wakacje. Po "wyzwoleniu" państwo Ożogowscy wraz z synem powrócili do Łodzi.

Zdjęcie poniżej przedstawia kilku młodych ludzi w Białyninie. Co najmniej trzech z nich należało do oddziału mojego ojca. On sam siedzi w środku zdjęcia w białej koszuli i patrzy w obiektyw. Za nim stoi Przemysław Wasilewski późniejszy profesor zwyczajny wykładowca i prorektor Politechniki Łódzkiej.

(źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Przemysław_Wasilewski

Pan Andrzej Ożogowski stoi po lewej w białej koszuli i krawacie.  

Franciszek Jozwik Białynin 1940 

Kolejne zdjęcie przedstawia łączniczkę oddziału mojego ojca - młodziutką Stasię Jarecką.

Stanisława Jarecka

 

Prawdopodobnie Stanisława Jarecka była po wojnie autorką wielu publikacji i książek pod nazwiskiem Stanisława Jarecka-Kimlowska. Zrobiła dwa doktoraty. Nie wiem co się z nią teraz dzieje, a chętnie bym z Panią Stanisławą porozmawiał o tamtych trudnych czasach...

Dzięki uprzejmości Pana Andrzeja Ożogowskiego zamieszczam na tej stronie jeszcze kilka zdjęć, które od niego otrzymałem. W tym jego zdjęć rodzinnych. Jestem mu bardzo wdzięczny za pozwolenie ich publikacji.

Zdjęcie poniżej - pani Hanna Ożogowska - mama pana Andrzeja na tle ówczesnego sklepu w Białyninie. Jest to budynek na przeciwko kościoła po drugiej stronie szosy. Istnieje do dziś.

 

Hanna Ożogowska 1944 rok Białynin

 

Zdjęcie poniżej - pani Hanna Ożogowska z synem Andrzejem w tym samym miejscu.

 

Hanna i Andrzej Ożogowscy Białynin 1944 rok

 

Powyższe informacje uzyskałem od Pana Andrzeja Ożogowskiego w roku 2013 i starałem sie przelać je na tę stronę internetową jak najdokładniej - słowa napisane powyżej są autoryzowane przez zainteresowanego.

A teraz moja osobista INTERPRETACJA:
To co napiszę poniżej jest jedynie moją refleksją i wynikiem  analizy dodatkowych dokumentów i informacji. Usiłuję sobie odpowiedzieć na pytanie, czy akcja mojego ojca opisywana powyżej była samowolna, czy też otrzymał  on mniej czy bardziej formalny rozkaz zabrania broni z gospodarstwa państwa Chrząszczów?

Ponieważ sprawa jest niejasna i skomplikowana, a pan Andrzej Ożogowski jako ówczesny podkomendny mojego taty może po prostu nie wiedzieć co spowodowało akcję zarządzoną przez mojego ojca. Podejrzewam - znając go - że nie była to jednak "samowolka", ale działanie z rozkazu własnego dowództwa, które mogło próbować osłabić oddział Kucikiewicza - Orszy. Żołnierz ten jaskrawo przekraczał granice w jakich działała AK (jeśli w ogóle do AK należał - bo i tu są poważne wątpliwości). Dobrym obrazem tej skomplikowanej sytuacji i tego, że przeciwko oddziałowi Orszy i jemu samemu mogły być prowadzone jakieś działania ze strony organizacji podziemnych, jest wspomnienie jednego ze świadków tamtych wydarzeń, pana Hieronima Królikowskiego załączone poniżej, a zamieszczone w artykule Gazety Wyborczej

"Dziś żyje tylko jedna osoba, która pojawiła się na sali sądowej podczas procesu zabójców Ścibiorka. To Hieronim Królikowski. W 1946 r. miał 34 lata, był nauczycielem gimnazjalnym. W czasie wojny Ścibiorek wciągnął go do Batalionów Chłopskich.

Królikowski nadal mieszka w Łodzi. Kiedy rozmawiamy, siedzi na tle ściany usłanej historią - zdjęciami sprzed półwiecza, odznaczeniami, fotokopią książeczki wojskowej. Gdy usłyszał o śmierci Ścibiorka, sam zgłosił się do UB. Przewieziono go na przesłuchania do Warszawy.

- Znałem Ścibiorka, kiedy był jeszcze dyrektorem szkoły podstawowej w Jeżowie. Podczas wojny był przedstawicielem Delegatury Rządu Londyńskiego na okręg łódzki. Znałem też Wacława Kucikiewicza "Orszę". Działał w AK obwodu skierniewickiego. Był bardzo niezdyscyplinowany - walczył z Niemcami, ale też napadał na chłopów i ich grabił. Postanowiono go zlikwidować. Nie udało się. Ścibiorek wiedział o jego działalności. Zapowiedział mu, że jeśli pojawi się na naszym terenie, zostanie zlikwidowany. Od tej pory "Orsza" go znienawidził.

Po wojnie "Orsza" likwidował świadków swojej bandyckiej działalności. Zabił małżeństwo Chrząszczów, u których ukrywał się podczas wojny - wiedzieli o nim za dużo. Powiesił w lesie Żydówkę, która podczas okupacji ukrywała się u Chrząszczów. Ożenił się z Heleną Makowską i otworzył sklep w Jeżowie. Podobno to, co w dzień sprzedał, w nocy rabował.

Pewnie więc "Orsza" zlikwidował Ścibiorka z zemsty i obawy, że ten wyjawi jego przestępczą działalność. Z polityką nie miało to nic wspólnego. Swoich podkomendnych oszukiwał, mówiąc, że Ścibiorek jest komunistą i zagraża PSL-owi. A to były młode chłopaki, łatwo uwierzyły."

Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,76842,2026235.html#ixzz2X2kcXGFa

Na poparcie powyższych słów można przytoczyć jeszcze zeznania niejakiego Babczenki - funkcjonariusza łódzkiej UB:

„W uzasadnieniu wyroku w sprawie Panka i innych mówi się, że mord na Ścibiorku był mordem politycznym dokonanym z inspiracji, na polecenie sił tkwiących w PSL. W materiale sprawy natomiast nie znalazłem najmniejszego nawet śladu. Natomiast wynikało, że mord był dokonany z zemsty osobistej »Orszy « na tle jakichś nieporozumień w czasie wojny i po niej (...). Doszedł awans społeczny Ścibiorka. Jeden ze świadków zeznał, że »Orsza « był zdolny zniszczyć człowieka. Z akt wiem też, że pierwszy raz »Orsza « zasadził się na Ścibiorka w Jeżowie we wrześniu, nie pamiętam z jakich powodów (...). Według mnie Ścibiorek z »Orszą « nie spotkali się po wyzwoleniu. »Orsza « był zwykłym sklepikarzem, a Ścibiorek był na świeczniku sekretarza generalnego PSL. Ścibiorek był w AK, ale nie jest to pewne - nie wiem na pewno, jaka to była organizacja. W aktach znalazłem zeznania świadka - nazwiska nie pamiętam, chyba to był zastępca Ścibiorka. Zwrócił się on do dowódcy rejonu, terenu AK w województwie łódzkim, o zakaz pojawiania się »Orszy « na tym terenie, bo inaczej zostanie na nim wykonany wyrok śmierci za napady na rolników”.

Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,76842,2026235.html#ixzz2X2q3S5nX

Pojawiają się więc przesłanki, aby sądzić, że Kucikiewicz był, lub miał być w jakiś sposób usunięty z "podziemia"... Może jedną z tych prób usunięcia go (a raczej osłabienia/rozbrojenia) musiał podjąć mój ojciec?

Dziś już się nie rozstrzygnie jaka była prawda. Mój tata cierpi na zaniki pamięci związane z poważnym wiekiem i nie jestem w stanie uzyskać od niego jasnej odpowiedzi i opisów tej historii.

Co dalej....

Dalsze dzieje mojego ojca wizą sie z wywózkami na przymusowe roboty. Opis tej "wywózki" postaram się podać poniżej. Tata opowiadał mi o tym kilkakrotnie - niestety nie notowałem. A teraz Franciszek ma ogromne kłopoty z pamięcią i wszystko mu sie "miesza"... niestety...

Wieś Białynin w zasadzie omijały bombardowania i niemieckie represje. Sąsiednia wioska Kochanów była wioską osiedleńców niemieckich, którzy oczywiście masowo przechodzili na stronę niemiecką. Jednak sołtys tej wioski był ponoć przyzwoitym człowiekiem i objąwszy "władzę" w lokalnej społeczności polskiej starał się ją chronić przed niemieckimi władzami wojskowymi. Nie na długo jednak jego ochrona wystarczyła. Już w roku 1941 okoliczne wioski były zmuszone do wystawienia dla niemieckiej administracji i wojska kontyngentu mężczyzn i chłopców dla niewolniczej pracy przy budowie umocnień wojskowych. Z okolic Białynina trafiło do przymusowej pracy kilkuset młodych ludzi - w tym również trafił  tam 16 letni Franciszek. Mężczyźni zostali wywiezieni w okolicę ujścia Pilicy do Wisły. Praca w tym przymusowym obozie  trwała przez niespełna rok. Po tym czasie Franciszek powrócił do rodzinnego domu.  Nie długo jednak przyszło mu cieszyć się spokojem. Ponowna i bardziej brutalna akcja wyłapywania przymusowych robotników powtórzyła się w roku 1944. Tym razem kilkuset (około 800) mężczyzn zostało wywiezionych na tereny dzisiejszego pogranicza Litwy i Łotwy. Pociągiem ze Skierniewic, przez tereny Prus Wschodnich i Królewiec grupa więźniów trafiła na miejsce przeznaczenia w okolicach maja 1944 roku. 

 

   

 

 
   
   
   
     
     

 

 

Życiorys mojego taty Franciszka Jóźwika spisany z mojej pamięci ...